nim znikniemy jeszcze wczoraj...
tam byłam gotowa
wywrócić ją na lewą stronę
zawinąć miłość obiecaną
jak mankiety koszuli bez złotych spinek
zagubiłam się w chaosie obwiniam stwórcę
za wciąż niańczącego wiarę i nadzieję
za zadośćuczynienie za grzechy
czy pozostanie niedowierzanie
że za drzwiami ktoś zapuka
i za późno będzie
odbierać głuche połączenia
zanim zniknę rozetrę
po ścianach szkice jestestwa
autoportrety zza wczoraj wyrwane
w maleńką pigułkę zamienię życie
zanim połykana zwracana
zakosztuje apetytu i strawi ból
potem pięć minut pozostanie oddychać
bądź gotów nim stanę się cieniem