Autobus
Myślałam pokocha gdy jego pochwalą
Wsiadłam do autobus i się przeżegnałam
Przez chwilę się bałam a potem działałam
Pod samiutką szybą tuż przy nim stanęłam
Jak prowadzi pojazd uważnie patrzyłam
Twarz złapałam w dłonie i głośno krzyknęłam
Popatrzył się na mnie i cyrk rozpoczęłam
I w wielkim afekcie wyrzekłem zdumienie
Mówiąc - olaboga jak to jest możliwe
Pojazd tak ogromny sztuka niebywała
W ruch aby go wprawić mieć do tego prawa
I jaki pan mężny jaki wyćwiczony
Ładny pracowity święty wykształcony
Ja bym to nie umiał poskromić maszyny
Co za umiejętność mądrość z pana strony
I tu w tym momencie urwała się taśma
Ktoś mnie w łeb pierdyknął i powiedział basta
W rowie się ocknąłem niedaleko lasku
Z dupą obnażoną o porannym brzasku
Wyruchany znowu bez zapłaty słusznej
bez pieniążka dychy wsadzonej do gaci
Ja to zapamiętam kolejne zgwałcenie
Gdy po władzę sięgnę będzie przesilenie