cztery pory roku
w zieleń ramion rzuć pragnienia
ja ci błękit chmur przyniosę
z kropel deszczu dam poemat
a w nim lato tak gorące
jak rozgrzane płuca ziemi
nim się burzą zwarzy słońce
pomaluję sny zielenią
która barw ubierze krocie
i zaduma się jesiennie
podaruję ci ich złoto
zanim się zabieli we mnie
i nim nas pochłonie zima
ciepłą mowę mrozem ściśnie
podejdź do mnie niech się chwila
zadomowi w nas srebrzyście
.
nocka w okno zapukała
księżyc okiem mrugnął lekko
i zaszeptał cicho: mała
chodź zostaniesz gwiazd królewną
patrzę słucham nie do wiary
czymże sobie zasłużyłam
prawda to czy jakieś czary
trzeźwa jestem czy wypiłam
z tego niebieskiego kubka
w którym wróżka gusła warzy
tak zachłannie samolubnie
nazbierałam w usta marzeń
chyba więc otworzę okno
chciwość wszak się nie opłaca
z łysym się podzielę z nocką
a z gwiazdami hen polatam
potem wrócę na poduszkę
od snów niemożliwych miękką
i wyszeptam ci do ucha
jakie w niebie mieszka piękno