Nadzieja
Okrutnych tak nie masz męczarni,
Niż słuchać szeptu słodkiego głosu,
Gdy życie goryczą nas karmi.
Pijemy nektar, kielich nadziei,
A jad ten przenika do głębi,
Miraże mamią, że się coś zmieni,
Mrok wokół gęstnieje i ziębi.
Mrok wokół ziębi, gdy wytrzeźwiejesz,
Bo mrzonki w realia rozwiało;
Z uśmiechem na ustach, słodkie nadzieje
Wyniszczą Twój umysł i ciało.
Subtelny oprawca gnębiący ludzi,
Powoli z nas życie wyciska;
Pragnienie zgasisz, tak ciągle łudzi,
To męka Tantala wieczysta.
Na dnie otchłani, po brodę w bagnie
Z nadzieją znów owoc dosięga,
Wtem wicher wieje, woda opadnie,
Pragnienia i głodu udręka.
W lochu nas trzyma, rzuca ochłapy,
Ni najeść, ni skonać nie daje;
Twarz jej przyjazna patrzy z za kraty,
Ten pozór więzieniem się staje.
Urwać łeb hydrze – anielskiej twarzy–
Nie sposób, bo zaraz odrośnie;
Zawsze gdzieś w środku tli się, lecz parzy,
Mrok iskra rozświetla boleśnie.