Słowik
Wiosenne deszczu strugi
Zwilżają go, co jakiś czas,
Tam w gaju śpiewać lubi.
Gdy pod gwiazdami szłaś na brzeg,
A myśląc żeś jest sama,
Słyszałem głos, zamarłem w net
I trwałem tak do rana.
Za dnia i w nocy, w szumie drzew,
Czy kłótnia to czy sonet,
Słowików język, słodki zew
Rozkoszne dźwięki chłonę.
Kolejnej nocy byłaś też,
Nuciłaś pieśni nowe.
Poznałem w głosie, sama wiesz,
Słowików piękną mowę.
I podbiec chciałem, dla Cię grać,
Ty tylko się odwrócisz,
By jeden uśmiech dla mnie słać-
Nim noc jak słońcem złocisz.
W jednym mgnieniu zrzuciłaś strój-
Jedwabny, blaskiem tkany.
Przywdziałaś szarość ptasich piór,
Wzlatując w świtu bramy.
Gdy znów nad światem księżyc lśni
Lub z chmur spogląda blady,
Wciąż nuci gaj cudowną pieśń:
Słowicze serenady.
Już więcej nie spotkałem jej
Gdzie głaz, gdzie szumią drzewa;
Choć ptasia postać, panny cień
I wiem, że dla mnie śpiewa.