„Czarny kot”
W dole obserwując miasta ruch gwarny
Od czasu do czasu na księżyc popatrując
Między dwoma światami po trochu balansując
W jego złotych źrenicach księżyc się odbija
Ogon raz się prostuje to znowu się zwija
W samotności kontemplując nędznych ludzi
Że go ktoś przygarnie nawet się nie łudzi.
Już dawno zrozumiał że wszyscy się go boją
By go tylko ominąć dwoją się i troją
A wszystko przez natury wybór marny
Że futro jego ma pechowy kolor czarny
A przecież w żadnym razie to nie jego wina
Że smołę, węgiel i noc tym przypomina
Że ludzie sobie ubzdurali jakieś przywidzenie
I w ten sposób skazali na jego krzywdzenie.
A czemu on jest winien cóż zrobił takiego?
Żeby go tak traktować – kotka biednego
Cóż jest przyczyną tak srogiej kary?
Że go winią za pecha i za czary-mary….
Siedzi kot na wzgórzu, samotnie się kuli
Nikt go nie pogłaszcze i nikt nie przytuli
Jedną mu pozostawiono ostatnią nadzieję
Że z tych wszystkich zmartwień szybko osiwieje.