„Słońce było jakieś czerwieńsze..”
Umierający dzień powoli,
w męczarniach odchodzi w niebyt.
Robi miejsce swej ciemnej siostrze,
która mrokiem otula osierocone dusze.
Daje im dom. Schronienie.
Samotność staje się przytulniejsza.
Znośniejsza.
I księżyc,
niczym światełko w tunelu,
na które wszyscy patrzą…
Z tęsknotą.
Z nadzieją.
Z utęsknieniem.
I tak co wieczór, co noc.
Odchodzę w mrok by znaleźć ukojenie,
którego nie znajduję.
Osiągnąć spokój, którego nie osiągam.
Dotrzeć do kresu, który nie nadchodzi.
Choć może dziś…
Słońce było jakieś czerwieńsze...