Z mroku
Cop robimy z tym przyczajonym w nas mrokiem? Zwykle nie dopuszczamy go do siebie. Objawia się w epizodach, których się wstydzimy. Zazwyczaj są dwie drogi. Jedna z nich to niedopuszczanie mroku. Druga, to rozumienie, że istnieje i naprawianie szkód przez wlewanie większej ilości światła.
zwłaszcza w księżycowe noce, nawiedzałem
mroczne zaułki z dala od latarni,
rozpraszających poświatę srebrnej tarczy,
którą brałem za dobrą monetę, a tych akurat,
nie miałem zbyt wiele w kieszeni.
Siedział skurczony, dziecko niemal, zlewając się
z szarością odrapanej, czynszowej
kamienicy, wciśnięty głęboko w załomek muru.
Jego ramionami wstrząsał szloch.
Kiedy wyciągnąłem rękę, przyłączył się do mnie i
do mojego równie milczącego towarzysza.
Od tej pory milczeliśmy we trójkę,
przechadzając się po ulicach śniącego miasta.
Po pewnym czasie zauważyłem,
że zmieniły się moje nawyki i ścieżki moje
na dotąd niewydeptane. Coraz częściej
odwiedzałem dzielnice, gdzie uliczki
oświetlone pojedynczymi latarniami,
rzucały cienie bezwstydnych dziewek,
zaś myśli stawały się pogmatwane i mroczne.
A on rósł, jakby karmiąc się tą ciemnością.
Pierwszą udusiłem gołymi rękami,
zwiotczałą porzucając w studni podwórka.
Na kolejny spacer wybrałem się z nożem
owiniętym w gazetę, długo ostrzonym
na osełce, skrytej dotąd na dnie szuflady,
usprawiedliwiany myślą o krajaniu chleba
i mięs, których przecież nie gościłem w spiżarce.
Tym razem zostawiłem po sobie krwawe
piętna, w blasku księżyca przemienione
w smugi głębokiej czerni. Coraz częściej
przechodnie oglądali się za mną, z niepokojem
spoglądając na mój podwójny cień.
I coraz trudniej było mi kryć się z odmiennością
uświadomioną, nie dzieloną z nikim.
A wszystko krzyczało we mnie – patrzcie,
to ja zostawiam te ślady.
Mogłem wyrugować z siebie ową część duszy,
kierując nóż we własną pierś.
Na to byłem jednak zbyt tchórzliwy i
o dziwo, zbyt zadowolony z siebie.
Zacząłem zostawiać podpisy,
w interwałach kryjąc się w domowym zaciszu,
gdzie płakałem, przeklinając znajdę.
Na koniec zrozumiałem, że mogę pozbyć się cienia,
jedynie stając się nim. Uwolniony, wcisnąłem się
w załomek muru odrapanej kamienicy, moimi ramionami
wstrząsał szloch, kiedy osuwałem się w głęboki mrok.