ABC wybranych zjawisk metameteorologicznych
układa się sinymi powierzchniami,
ledwie ulotnym uczuć wirowaniem,
w napięciu i gradientach ciśnień.
Cisza sycona słoną łzą, wilgocią mórz.
Spojrzeniem sponad stratosfery czytam -
"czerń, błękit, biel."
Nicuję wzrokiem wirujący pierścień.
I gonię w pędzie, nie nadążam,
kiedy ślizgając się, rozdziera skórę oceanu -
"ból."
I oto nowa, cudna furia, której nadano wdzięczne, żeńskie imię -
"Katrina, Eurydyka, Śmierć."
Przez bezpowiekie oko w ciszy,
w zastałe centrum, w gładź zagląda
źrenica boska i słoneczna –
"żółć, zaropiałe złoto."
To miłosierdzie, a może ciekawość?
Nie, raczej obojętność chyba.
Albowiem krawędź już ogarnia zszarzały nieba
[B]etonowy strop.
Z szumem otwarty na ulewę,
by spod powały sypnąć gradem
"naftalenowych" kulek.
Mole
o ludzkich kształtach tulą czule,
splątani wzajem kończynami,
ostatnie sny, które unoszą się w oparach –
"czerń, biel."
Rozwiany
w kosmiczną wieczność już odchodzi
kolejny
[C]yklon.