Memento mori
Stary parafialny kościółek jakich wiele.
A przy nim cmentarz.
Ot taki krajobraz wiejski.
Wędruję po cmentarzu z rodzicami,
czytam nazwiska na płytach.
Rodzice jak co roku przypominają mi
ilu moich dalszych krewnych tu leży.
Kto gdzie leży i czyim był bratem. A gdzie jego rodzice leżą.
Albo czyj grób nie sprzątany, bo dzieci za granicę wyjechały.
A mi się przypomina, że gdzieś w Polsce ktoś otworzył biznes.
Sprzątanie grobów, dodatkowa usługa
to okazjonalny znicz, wieniec lub kwiaty
(podobno mają bogaty wybór) i modlitwa
za drobną dopłatą.
Wszystko zamawiane przez internet.
Spacerujemy tak już prawie godzinę.
Czytamy z też z matką tablice dotyczące historii parafii.
(to taki pomysł proboszcza).
Ojciec przystaje z nami obok przy każdej,
ciągle się denerwując. Bo chciałby już do domu
na bigos i lampkę wina, więc ciągle poprawia
wszystko.
- A ten to do Bielska-Białej pojechał. - Jęczy mi
nad uchem, gdy czytam o jakimś lokalnym bohaterze.
- Tak tato wiem, napisali tu. - Odpowiadam, odrywając
wzrok od tablicy.
- Ale on w pożarze zginął, ratując tę kobietę,
a nie, że zatruł się chemikaliami. Jak tu napisali. - Znowu mi
przerywa, poprawiając tekst.
- A ten kamień pamiątkowy?
To jest od tego organisty?- Przerywa mu matka.
- Tak, za cara go na Sybir wysłali, bo nie chciał
dać organów z kościoła, co go carscy na
cerkiew chcieli przerobić.- Tata jeszcze pamięta.
- Ale to była cerkiew przecież! - Zaraz mu matka przerywa.
- Tak, ale unicka! - Ojciec nie ustępuje.
- No jak? - Przerywam im. - Cerkiew jest tam! - Dodając szybko,
wskazuję ręką budynek cerkwi za parkanem cmentarza.
- Ale to nowa i prawosławna. - Broni się ojciec.
Idziemy dalej, mijamy groby księży.
Matka z ojcem debatują, który farosz więcej dla parafii
zrobił, a który to tylko kolędę zbierał.
Nagle skromniutki grobik a na nim,
pordzewiały już metalowy krzyż i
skromna betonowa płyta z enigmatycznym napisem
"... Twe życie brutalnie przecięte...".
- O, to ten pastuch. - Wyrywa się tacie.
- No co z nim? - Pytam zaczytany w tablicę.
- On owce wypasał i któregoś razu milicja go znalazła,
obwieszonego na drzewie i związanego.
- Że niby ktoś dla owiec go?
- Nie, wszyscy wiedzieli, że to UPA uciekało
i świadków nie chciało zostawić. - Tata ze spokojem odpowiada.
Dwa groby dalej jacyś wojskowi.
Widziałem zdjęcia z ich pogrzebu na tablicach historycznych.
- O to ci, co ich UPA zabiło.
- To ta historia, że AK w innej wiosce za nich
dwóch chłopów Ukraińców powiesiło? - Pyta matka.
- Tak. - Odpowiada ojciec. - Oni na cmentarzu prawosławnym,
tam przy cerkwi leżą. - Odpowiada. - Potem UPA poprosiło
AK o zawieszenie broni, bo to 51-szy był i
na głowie UBecję już mieli. I się wtedy skończyło
wieszanie ludzi po lasach. - Dodaje.
- A to tylko UPA wieszało? - Pyta zdziwiona matka.
- Jedni i drudzy i trzeci, tylko UB swoich nie wieszało,
a w środku lasu zakopywali.
- Ale zaraz, bo mi nie pasuje. Na tablicach stoi,
że to komuniści ich zabili. - Zastanawiam się głośno.
- A przestań wierzyć propagandzie! - Ojciec już wpadł w swój
moralizatorski ton.
Idziemy dalej. Mijamy kolejne groby.
- A pamiętasz tę panią co to i niej
źrebaka widziałeś, jak mały byłeś? - Mama jak zwykle
próbuje wyciągnąć jakieś historie z mojego dzieciństwa.
- To ta pani? - Pytam, przystając nad grobem osoby,
która w mej pamięci jest już szarą plamą
z mocno niedookreślonym kobiecym głosem.
-Tak, pamiętam. A ten jej "ukochany" ? - Pytam z przekąsem.
Nie mieli ślubu, a gdy mały byłem, chodziły historie
po wiosce, że on, gdy popije, to ją nożem tnie i dratwą zszywa.
- A w drugiej części cmentarza leży,
zapił się dwa lata po niej. - Odpowiada mama.
Spacerujemy jeszcze prawie pół godziny.
Matka z zaciekawianiem ogląda tablice historyczne
ja razem z nią, czytamy o budowie starego kościoła
i nowego. O tym ze stary rozebrano
i do jakiegoś skansenu oddano
jako przykład architektury drewnianej,
oglądamy zdjęcia komunijne pielgrzymkowe i z bierzmowani.
Do tego jakieś dożynki i tym podobne.
Sporo jest zdjęć z międzywojnia, ale są też fotokopie
jakichś carskich dokumentów
(w sumie to ten proboszcz
sporo znalazł dokumentów na te fotokopie)
- Mama, ta kobieta pojawia się na części zdjęć. - Pokazuję
pewną osobę na jednym ze zdjęć.
- Tak to "gosposia" tego proboszcza. - Odpowiada mama,
wskazując jakiegoś księdza na jedynym ze zdjęć komunijnych,
słowo gosposia wypowiedziała, puszczając jednocześnie oko.
Podobno wszyscy we wsi wiedzieli. Mijamy kilka grobów.
- Ona gdzieś o tu leży. - Matka wskazuje
jakiś niekonkretny kierunek.
- A ten ksiądz to do innej parafii przeniesiony i tam pochowany.
Po tym, jak wsiedliśmy do samochodu, matka z ojca
znowu wyciąga historię o tym, jak
w międzywojniu kościół (ten stary) powstawał.
Robi to po to, bo ojciec już chce wsiąść
na swojego konika politycznego
i zaczyna "tłuc" te swoje "prawdy"
o tym, że wszyscy kradną.
Ojciec dał się skusić i z zapałem opowiada
o tym organiście unickim, o cerkwi unickiej
i o tym, że w II RP władze powiedziały
"kto pierwszy postawi, ten będzie miał"
i kościół powstał w rok. A prawosławni
to jeszcze do hitlerowców chodzili
po zgodę na zajęcie świątyni.
Ale i tamci się wywinęli hasłem
"kto postawił, ten ma".
Odpaliłem silnik, Ruszyliśmy,
a mnie naszła taka dziwna myśl.
Nie ważne co w życiu zrobiliśmy,
i tak nasze życie się kiedyś skończy.
A my, dobrzy, źli, mali, duzi,
i tak w jednakim grobie zlegniemy.
Pozostanie po nas to, jak innych losy zmieniliśmy.
Czyli jednak coś więcej,
niż ten kopczyk ziemi...
To byście pamiętali, może wyjdzie coś dobrego.
Tak jak te pięć trupów
dzięki, którym AK i UPA w końcu się pogodziły.
Lub jak te tablice z fotokopiami
dzięki którym zrozumiałem,
że jestem częścią większej całości.