krokiem mistrza dobrodzieja
przez ramię worek przewieszony
na nodze jeden but znoszony
w drugi Boże mistrza odziej!
idzie już od lat, szczęście niesie
w worku na kijku, na ramieniu
pomogę w marzeń spełnieniu!
głos zaszumiał liśćmi w lesie
tyk, tyk kroków stuk
o bruk, o bruk
kruka na drodze spotyka
kruk czarny patrzy, skrzeczy:
los twój mistrzu człowieczy
dzień za dniem umyka
odlatuje kruk w przestworza
mistrz spogląda zamyślony
ptaka mową wnet olśniony
na błękicie zajaśniała zorza
tyk, tyk kroków stuk
o bruk, o bruk
mistrz spogląda na niebiosa
oczy świecą blaskiem jasnym
na ramieniu, w worku ciasnym
coś się rusza, jakby osa
brzęczy, w plecionkę uderza
rwie się worek, mistrz zapłakał
tyle w świecie z workiem latał:
odpocznę po karze pręgierza!
tyk, tyk kroków stuk
o bruk, o bruk
zawiodłem Boże, nieść marzenia
dawać szczęście miałem
nic, widocznie tak musiałem
teraz wszystko bez znaczenia
krzyczy w głos, już nie płacze
nie wylewają się łez potoki
mistrz dobrodziej złotooki:
cóż na świecie ja tym znaczę!
tyk, tyk kroków stuk
o bruk, o bruk
a Bóg, jak to Bóg z uśmiechem
nad mistrza żalem i rozpaczą:
cóż mistrzu twoje żale znaczą
ani dobrem, ani grzechem
nie są, były i nie będą
mistrz zapomniał słowa kruka
lecz po chwili coś tam stuka
myśli w głowie nie uwiędną
tyk, tyk kroków stuk
o bruk, o bruk
morał z przypowieści tej wynika:
nim innym pomóc pragniesz
najpierw buty oba zabierz
lepiej mieć takiego ratownika
drugi morał, niemniej ważny:
bądź kim jesteś, nie inaczej
bo tak być powinno raczej
porzuć żal, bądź odważny!
tyk, tyk kroków stuk
o bruk, o bruk