pożegnanie
jak bez złudzenia dzień – żegnana
nie sączą się krwi strumienie
blizna gojąca – wciąż jednak rana
odeszła z niczym, stracone wszystko
gdy marzeń świat otwierał bramy
brakowało tak niewiele – tyci, tylko
znikł głos cicho szemrany
pozostała melodia łagodna, spokojna
a z nią marzenia złotem okryte
duszy głębia jak wino upojna
przed wzrokiem myśli zakryte
i tęsknota, co jak kamień ciąży
już nie rani i nie boli
w odmętach strachu nie pogrąży
obsesji okrutnej niewoli
a w sercu iskra, promień nadziei
rozpalił ogień na suchym piasku
który łączy materię, a nie dzieli
nie zamyka w kajdan potrzasku
jednak nadzieja nie z tobą
powiązana miłości łańcuchem
gdy inni więcej dać mogą
i ciałem, i sercem, i duchem
żegnaj więc i niech dobrze się żyje
tobie, mnie i ludziom wokoło
ja sobie poradzę, jakoś przeżyję
ty wpadłaś – w błędnie toczące się koło