Piękna żona
Buduj swe szczęście na twardej skale.
Nie trop powabów wiotkiej królewny.
Uroda żony to skarb niepewny.
Na obowiązki swe ręką machnie,
chcąc tylko leżeć i słodko pachnieć.
I lekką ręką, broń Boże Drogi,
potrafi wielkie przyprawić rogi.
Ma wielkie ego, oraz potrzeby.
Dla niej za zwykły jest piasek z Łeby.
Nowe ubrania, ciągle zabawy.
Klejnot wymaga w końcu oprawy.
Dziś będzie czarna, jutro zaś ruda
by nie dopadła ja wstrętna nuda.
Będziesz się starał, nikt nie zaprzeczy.
Lecz to niestety, nie tanie rzeczy.
Synek to słysząc pobladł jak ściana,
gdyż nie zwykł robić z siebie barana.
I święty spokój przy tym docenia,
zamiast dopieszczać rogi jelenia.
W ciszy do Boga apel zanosi
i o paskudną żoneczkę prosi.
Z kolan nie wstawał chyba do rana,
prośba została więc wysłuchana.
Poszło zlecenie choć Pan się zdziwił,
że piękny brzydką chce uszczęśliwić.
Gdy chce niech ćwiczy rolę pioniera,
w końcu swój krzyżyk każdy wybiera.
Lecz po tygodniu dostał frustracji,
chcąc żonę oddać do reklamacji.
Myśląc że paczkę dostał wadliwą
z żoną i szpetną i upierdliwą.
Wyszło że jednak zwrotów nie biorą
i do dziś żyje z paskudną zmorą.
Z nieba promocję otrzymał w cenie,
gdyż magazynów było wietrzenie.
Nie wiedział że w górze są takie zwyczaje
że kto szczerze prosi dwa razy dostaje.
Dzisiaj choć wciąż w sercu dobre ma intencje,
od razu spogląda też na konsekwencje.