Zmagania z nadzieją
w krąg parawany i monitory.
Swoim humorkiem się średnio chwali,
bo cóż się dziwić, w końcu jest chory.
Co chwilę tlenu dwa hausty przełknie,
potem kroplówka i lewatywa.
Cichutko pierdnie i smutno jęknie,
choć to komputer wszystko nagrywa.
Skóra na twarzy z wolna blednieje
i jakieś dziwnie żółte ma oczy,
lecz ciągle walczy, wciąż ma nadzieję,
że jakąś laskę znów zauroczy.
Dziś pielęgniarka myła go z rana.
Młódka, pięć dyszek z małym okładem.
A jemu z żalu drżały kolana,
gdyż klejnot wisząc robił żenadę.
Lecz wciąż nadzieja trwa na orgietkę,
że nim zdrętwieje, oraz ostygnie
smaczną niebieską łyknie tabletkę
i jak przed laty znowu mu dygnie.
Że znów zakończy romans o brzasku
gdy dziewczyn słodkich rząd uszczęśliwi,
potem w namiocie, na skraju lasku
cztery sąsiadki swoje zadziwi.
Marząc tak jednak zasnął na wieki,
potem nadzieja dusza mu bratnia
starła z oblicza blade wypieki.
Umiera przecież w końcu ostatnia.
Komputer tylko cieszył się z tego,
że ominęły go czcze nadzieje.
Dziś z oczekiwań dziadka jurnego
jego procesor czasem się śmieje.
On zaś czekając na termin sądu
długim tunelem odszedł jak struty.
Idąc wspomina chwile nierządu,
nadziei robiąc gorzkie wyrzuty.