- ZA WIELKIMI OCZAMI STRACHU -
Na opuszkach palców układam łzy,
aby nie zostawiać śladów minionych chwil.
W spazmach oddechów nabieram odwagi,
aby zajrzeć w wielkie oczy strachu.
Aby sprawdzić, czy tuż za rogiem, nie czai się
to coś, co lepkimi dłońmi skleja powieki.
A może to jest to, co dodaje nadludzkiej siły,
że żadna istota mnie nie dogoni.
Choć siedzi już na karku i w odrobinkach lodu,
zsuwa się po spoconych z zima plecach.
Przesączona krew jadem nie pewności,
patrzy na mnie wzrokiem węża.
Który kusi, żeby skoczyć, wczepiona
w nie pewne losy jutra. . .
Boję się. . . Przez ciężar rozterki, nie wiem czy mam
na tyle śmiałości, aby ze strachem grać w szachowe gierki.
Głos w ściśniętym gardle, o zapachu siarki,
spływa po brodzie, wypalając dziurę
do trepanacji czaszki.
Nie nabiorę odwagi, nie przekonam,
że cień ma oblicze matki, że raz kozie śmierć,
nam odda siedem żyć kota Filemona.
Lękam się... Niech i tak będzie,
banie się to rzecz ludzka, lecz nie każdy
ma na tyle odwagi, aby się do tego przyznać.
Powiedz, czy żeś strwożony?
Ni jak żadnego kroku zrobić nie możesz.
Gdy za tobą ktoś stoi. . . A czas ucieka, bo się boi. ..