Desum
tytuł, to łacińskie "brak mnie"
jak gość, co choć nie jest mile widziany
do okna dobija się bez odpoczynku.
Nie ma mnie, a jakbym wciąż trwał przy tobie,
mój budzik rozbrzmiewa, mój koc na kanapie,
mój płaszcz na wieszaku w przedpokoju wisi,
mój kubek na suszarce jak po kawie porannej,
mój uśmiech na twojej twarzy spoczywa
jak ptak, co za chwilę do lotu się zerwie,
w moim mieszkaniu — twoje mieszkanie,
gdzie jestem, gdzie, powiedz, powiedz ma miła.
Gdzie głowa, co ciebie komplementowała,
gdzie szyja, gdzie mogłaś ukryć rumieniec,
gdzie ramię do płaczu, przedramię do tańca,
gdzie dłonie trzymane podczas spacerów,
gdzie plecy, w które wtulałaś się we śnie,
gdzie pierś, równie często będąca oparciem,
gdzie talia, gdzie biodra, moja kochana,
gdzie nogi, co niosły cię po długiej nocy,
gdzie kolana, ugięte, gdy błagałem o śluby,
gdzie łydka, potarta butem podczas flirtu,
gdzie stopy, co szły boso, gdy obtarły cię szpilki.
O szyby deszcz dzwoni, zawodzi upiornie,
gdzie są moje zwłoki, gdzie trup mój jest skarbie?