Pan Kruk i jego Dama
oczekując kochanka
skrywanego przed ojcem,
marszczyła się suknia – pani ma,
nad brzuchem twym brzemiennym.
Bękart pod sercem twym – dobra pani,
jak narośl rakowa
w siły rósł, a ty
czekałaś na ukochanego – pani ma,
by prosić o ślub zamiast hańby.
Mięłaś w dłoniach chustkę – nieszczęsna pani,
zaciśniętą szczękę
obsypał niezdrowy rumieniec.
Bałaś się już, czy jedynie martwiłaś – pani ma,
czekając aż przyjdzie na miejsce.
Ukochany dobrze wiedział o tym – miłościwa pani,
dlatego nie przyszedł
jak można się było domyślić
z pustymi niewinnie rękami – pani ma,
na schadzkę przyniósł zdradziecko nóż.
Zabił cię bez namysłu – ukochana pani,
bez świadków
poza ptakiem ponurym na gałęzi.
Widziałem wszystko – pani ma,
i widok nawiedzał mnie zawsze będzie.
Otworzył cię nielitościwie – pobladła pani,
przeciął gardło,
twój brzuch i łono.
Umknął jak tchórz – pani ma,
nie umiejąc znieść własnej zbrodni.
Gdy odszedł ten bezdusznik – moja droga pani
sfrunąłem ci na podołek
i czarne łzy roniłem,
by z krwią twą się zmieszały – pani ma,
wróciłaś z mar do siebie.
Twoje członki obleczone pajęczyną – Pani mego serca,
twarz dumna
i harda, i dziwnie spokojna.
Poślubiłaś mnie bez obietnicy rozstania w śmierci
i na martwym zasiadłaś tronie.
W królestwie duchów – opłakiwana pani,
z mężem Krukiem
i nowym życiem w miłości.
Kiedy twój morderca umrze – pani ma,
zazna naszego niegasnącego gniewu.