Abel wybaczył Kainowi
instynkt, który nazwano po tobie wzbudź,
czaszkę z miękkim chrzęstem zmiażdż
jak nakazuje tradycja jeszcze nie utworzona
mężów wykarmionych mlekiem Ewy,
mlekiem Lupy kapitolińskiej.
Uwolnij mnie od cierpień ziemskich,
uwolnij kruki grzechu
spoglądania na odrzuconego brata z wyższością,
by z wrzaskiem mogły obsiąść
drzewa boskiego błogosławieństwa,
co wyrosły szorstkimi pniami na okolicznych skarpach”.
Abel upadł z rozłupaną czaszką,
jego palce i włosy opadły na liście,
jesienno-rdzawe, bo cała przyroda zamierała wraz z nim,
a na jego wargach był uśmiech,
bo nareszcie uwalniał się,
od agonii, którą widział w oczach drugiego.
Czuł, jak siły wypływają z jego ciała
jak drobne strumienie wody
z topniejącego wiosną śniegu.
Abel wybaczył Kainowi
pragnienie uśmierzenia cierpienia,
choćby za cenę nowego bólu.