Kiedajszo
kołam abo bryczkó z kokoszami, jojkami, śniotanu, abo gajsiami.
A tero nowó szyrokó szosijó do mjasta je,
oltów za gwolt i te tretuary rozmaite.
Ta staró, wojskó droga połobsodzanó szczepani to sprowdy só nopsiankniejszo.
Do łąk podwodnych fukus przypłynął,
pełen jodu miał wygląd bursztynu.
I dni co płyną obok, a może inne,
czy pominięte te ważne.
I te które uczyniły ze mnie człowieka,
tamten świat i szara kobieta.
I czarno- biały album jak skrzynka a w nim zapomniane zdjęcia.
I chwile zatrzymane w kadrze, a może tylko przypadkiem.
Wszystkie smaki, zapachy jak trudno je pochować.
I w tłoku niemożliwy do napisania poemat.
Ona co słońcem uwodzi, bywa dżdżysta,
przecież wciąż są torfowiska.
Urodzaj grzybów w lasach,
po rolnych uprawach i dawnych zyskach,
po ptasich odlotach.
Ile kosztuje odwaga.
Czy aby żyć to trzeba umierać?
Wiara, bo już niczego nie da się zmienić.
Kiedajszo- dawniej
Grózka- Babcia,
kokosz- kura,
gajś- gęś
koło- rower
olto- auto
gwolt- dużo
szczepy- drzewa
tretuary- chodniki