dwa minus jeden
A on nie był na to gotowy
Na głowę spadło mu niebo
Któryś raz w tym tygodniu, miesiącu, życiu
I tak stracił rozum, później serce
Zamknął się w pokoju, płakał
I zamknął się w sobie, uciekał
A jej nie było, więc nie miał już przed kim
Ale uciekał i nie rozumiał
Dlaczego liczył, że wróci?
Wcześniej widział dwa jako jeden
Więc dwa minus jeden to zero
Nie był dla niej
Im bardziej dwoił się i troił
To jej było coraz mniej
A przecież tak się nie dzieli
Uczucia, planów, szczęścia
Ona mogła na nim polegać
On nie mógł na nią liczyć
A ja się dalej upieram
Że dwa minus jeden to zero