Warmińska impresja
Raz w górę i w dół, niebezpieczne, bezpieczne,
jak słońce prześwitujące między drzewami.
I oczy Jej pamiętam, szare, dobre, troskliwe,
jak dłonie.
Pożółkłe resztki snów w zakamarkach duszy śpią znów.
Kruche są, niczym liście spadłe przedwcześnie,
kromką chleba deszczem smarowaną,
kawą świtem wypijaną.
Zza poły palta wiatrem podszytym,
dzień kilka jabłek zebrał spod drzewa jeszcze sennego.
Wrzosy nicie pajęcze w świerki powplatały,
między pagórkami snują się w zamyśleniu,
by za chwilę pozostać w fioletowym cieniu.
Rozkosz kłótnią spłynie,
upojoną wichrem jak winem pozostanie,
zaśnie.
A potem fluidem podniecona jeszcze raz zadrży i niebo zakreśli.
Czas jak zmięta pościel.
Tęsknię i kocham, nie mogę nic więcej.