Merec
I przekład z ostatnią dodaną strofą.
Koćki uż só,
z niami i zitkami brzozowymi am robzili palmy.
I "psiyrszo bruzda" buła potam
i robota sia zaczynała na roli.
Trekrów kedajś nie buło, tlo kónie,
ciajżko, ale nikt nie jamrowoł,
bo ziosna tlo zawdy psiankno je.
A merec to merec jek w tyglu
sia warzanio dóry
i ciamno pozietrze eszcze,
roz słónko roz zimne deszcze.
Bazie już są,
a z nich i z brzozowych witek robiliśmy palmy.
A potem przyszła "pierwsza bruzda"
i zaczynała się robota polowa.
Końmi, bez traktorów, ciężka,
ale nikt nie narzekał, piękna ta wiosna.
A w marcu jak w garncu,
i dziury się warzą i chmury,
i brzydkie powietrze jeszcze,
raz słonko i zimne deszcze.
A on jak rym ma to wszystko w nosie,
O losie!
Cóż żeś w teraz w niełasce,
ptaki poniosą ku Tosce.