Aria na żabie gardła...
gdzieś tam na wsi, wypoczywałem.
Myśli czarne mój umysł obległy.
Nad losem swym marnym urągałem.
Na zielonej tej łące stanąłem,
gdzie cykanie pasikoników się niesie.
Tam chór żab się zebrał wieczorem.
Swą pieśń rzewną zaśpiewał z kretesem.
Arię główną pan tenor Żabiszon
w raz pospołu z Ropuszką hrabianką.
Choć oboje z różnego są rodu,
to poznali się, będąc kijanką.
A opera będzie to wdzięczna.
Mówić będzie historię prawdziwą.
O przewrotnym losie panicza
co się z żaby przemienił w człowieka.
Bo zapragnął on przygód niezwykłych.
Egzotyczne chciał zwiedzić krainy.
Matka chrzestna rusałka, doń rzekła:
"Niechaj staną się czary i dziwy".
Wtedy wyrósł młodzieniec postawy.
Wprost z bajora, w którym się począł.
Dom rodzinny opuścić on musiał.
Nowe życie człowiecze rozpoczął.
A rusałka mu tak tylko rzekła:
Ty się staniesz tym, kim masz zostać,
lecz ta miłość co jest w tobie pierwsza.
Ta tylko! Zwróci twoją prawdziwą postać.
Tak się tułał po świecie, sam jeden.
Aż zakochał się w końcu w rzekotce,
i na powrót stał się Żabonem,
by wraz z lubą skrzek złożyć o północy.
Tak to miłość wśród zwierząt króluje.
Bajdy dziwne pisze nam życie.
Czasem człowiek myśli swe psuje,
a natura w dobre to oblecze.