W gąszczu niewiadomych
nietrafnych propozycji, niby dobrze zrozumiałych,
wyczekiwania znaków na dobrą chwilę
motamy się bezsilnie jak muchy w pajęczynie.
Patrząc wciąż przed siebie, pytamy tak niewinnie,
czy to jest ten jedyny, czy to jest ta wymarzona?
Idziemy przed siebie z ochotą niepomierną.
Porażki przecież uczą, choć bolą czasem mocno.
Boimy się jednak, że marzenia szybko zwiędną,
gdyż jest w nas strach przed kolejną samotną nocą.
Więc kiedy się zadzierzgnęła ta pętla losu
na wiotkiej smukłej szyi naszych marzeń,
(o idealnej połówce jabłka)?
I jakiż to chochlik w złośliwy, katowski sposób
wykopał stołeczek spod stóp naszych zamierzeń
(stworzenia czegoś razem intymnie i na zawsze)?
Więc jak te łupiny orzecha,
co na spienione fale rzucone.
Tak i my przez życie. I tylko
nadzieja, na przypadkowe spotkanie
kogoś odpowiedniego,
unosi jeszcze nasze umysły na powierzchni.
Jak tu uwierzyć w miłość,
od pierwszego wejrzenia
aż do ostatniego tchu?