Wiersz w piekle
Napisał Sławek wierszyk nad ranem.
Przelał doń serca swojego strzępy.
Nadmorską bryzę i sosen kępy
związał miłosnym, słodkim arkanem.
Oczy przyciągał, serce rozgrzewał.
Bawił i cieszył niosąc nadzieję.
Przecinał smutki gubiąc zawieję.
Chwilami słodko jak słowik śpiewał.
W końcu na stronie wystawił dzieło,
potem utonął w swych spraw nawale.
A wiersz wciąż marzył o piedestale
pragnieniem, które nim zawładnęło.
Jednak choć piękny, oraz zabawny
od szczęścia odbił się jak od ściany.
Przez ojca, który niezbyt lubiany
w chwaleniu innych nie był poprawny.
Pisał zbyt szczerze, miał swoje zdanie
niezbyt cenione, oraz niemodne.
Nie patrząc na to co jest wygodne
i się oklaski za co dostanie.
Wiersz pożył chwilkę i odszedł nagle
niedoceniony do piekła wierszy
z należnych blasków im okradzionych,
by na mieliźnie prężyć swe żagle.
A teraz morał wpadnie jak scheda
każąc nam rolę pełnić kibica.
„Dobrze jeżeli los da rodzica,
który na rozpęd kopa nam sprzeda”.