Rodzina
nie licząc perturbacji,
w kraju co jest rodziną,
w procesie separacji.
Gdzie ojciec wciąż lży matkę,
że niby jest sprzedajna,
rozwiązła i rozpustna,
jak taczka pełna łajna.
Matka też wciąż za ojcem,
pomówień pęczek woła,
że ciemniak, oraz pijak,
oszołom spod kościoła.
I co dnia mnie traktując
z uporem, jak dzidziusia,
pytają kogo wolę.
Mamusię czy tatusia?
Gdy powiem że mamusię,
ojciec jest zły jak osa
stwierdzając żem niewdzięcznik
i karci mnie z ukosa.
Gdy wezmę ojca stronę,
matka łzy roni skrycie
bełkocąc, że bez sensu
stało się już jej życie.
A jeszcze tak niedawno
szli razem przez świat śmiało,
choć biedni, lecz miłości
zawsze nam wystarczało.
A dzisiaj wymyślają
nowe co dzień granice,
uparcie chcąc podkreślić
dzielące ich różnice.
Zamiast się stuknąć w piersi,
kapie im wciąż z ust ślina,
by tylko udowodnić
czyja jest większa wina.
Pewnie już tak zostanie,
choć marzę po kryjomu,
że kiedyś znowu miłość
zagości w polskim domu.