Marmur
każdy koniec witają z ulgą.
Odrzucają swoją skórę,
jak każdy z nas chciałby to czasem zrobić,
tam, gdzie na co dzień śpią,
tam, gdzie na co dzień jedzą,
tam, gdzie myją włosy
i tam, gdzie piją kawę.
W mieszkaniach wielkości trumny,
w apartamentach rozmiaru Taj Mahal
Oni wszyscy umierają
każdego wieczoru,
nim zmartwychwstaną (lub nie),
by niedługo skończyć swoją zmianę
i móc pójść do domu.
Gdzie jest dom?
Nie mieszkamy u siebie,
wynajmujemy dach od nieba,
przed którym się ukrywamy.
Dach dla naszych książek i skór,
dla ubrań, naczyń i kości.
Ściany, nieme strażniczki
iluzji prywatności.
Odrzucamy własne twarze
zdjętą warstwę witamy z ulgą.
Odrzucamy samych siebie,
tam, gdzie na co dzień pijemy herbatę.
tam, gdzie myjemy ręce
tam, gdzie gotujemy,
i tam, gdzie spędzamy dzień.
W mieszkaniach wielkości trumny,
w apartamentach rozmiaru Taj Mahal