Ugwieżdżone niebo nad nami
Jak zwykle,
jak zawsze,
nieskończony krąg życia,
które kończy się w ziemi,
a z niej wyrośnie drzewo,
pod nim przyszłe pokolenia.
Agner Fleischer,
bo tak nazwali go rodzice,
zginął w wypadku samochodowym.
To nie było nic skomplikowanego,
potrącono go nocą
podczas przechodzenia przez drogę.
On nie miał odblasku,
kierowca jechał za szybko.
Niczyja wina, wszyscy winni,
ułamki źle przekalkulowanych sekund.
Uderzenie złamało mu kręgosłup
i spowodowało wewnętrzny krwotok,
po czym pchnęło go na przydrożną łąkę,
mierny spłachetek trawy,
która od zawsze tonęła w spalinach.
Agner był człowiekiem miasta,
o płucach pełnych smogu
i żyłach, w których płynęła
zanieczyszczona krew.
Nigdy wcześniej nie leżał na trawie,
z pojedynczymi źdźbłami
muskającymi policzki
i kwiatem koniczyny
spoczywającym na skroni.
Nie czuł bólu,
uderzenie natychmiast
przerwało rdzeń kręgowy,
rozrywając go na wąskie pasemka
niczym dziecko, które z ciekawością
studenta medycyny
pochylającego się nad preparatem
bada łodygę mniszka.
Był cicho, nie zdołałby płakać.
Jego ciało,
pustą skorupę,
której nigdy nie nauczył się kochać,
wypełniał jedynie spokój,
jakiego nie przywykł zaznawać.
Patrzył w górę.
Nigdy, a może raczej:
"Nigdy, jak sięgała pamięć"
nie zadzierał w ten sposób głowy.
Po co?
By spoglądać na szarość murów?
Na niebo zasnute dymem?
Gwiazd nic nie zasłaniało.
Cała droga mleczna,
niedokończone garście białych plamek
wpatrywały się w niego,
odwzajemniając spojrzenie.
Jego płytki oddech
nie zakłócał ćwierkania świerszczy.
Regularny świerkot,
słyszany po raz pierwszy i ostatni.
Fleischer wyobrażał sobie
jak pocierają nóżkami o skrzydełka.
Wiedział jak to robią,
tylko dlatego, że
w zaszczytnym wieku pięciu zim,
pasjami oglądał filmy przyrodnicze.
Srebrny wąż,
żelazna nić dzikości.
Biblijny kusiciel,
exuperowski mędrzec i dawca śmierci
wpełzł na pierś.
Wydawał się wpatrywać w twarz Agnera
swoimi paciorkowatymi oczami.
Badał jego duszę,
szukając czegoś,
a może zasiewając tam siebie,
po czym wsunął się pod ubranie,
byle bliżej ciepła
i serca, które jeszcze biło.
Fleischer zamarzył,
by móc unieść dłoń
i położyć ją na obcym ciele
niczym ciężarna kobieta
na własnym brzuchu.
Gasł,
on i blask gwiazd przed jego oczami.
Coraz ciężej przychodziło mu
wziąć kolejny wdech.
Zwalniało jego serce,
a do umysłu wkradła się
niczym mgła, wata,
woda z nurtu Lete,
ociężałość.
Zamknął oczy.
Ostatni wdech
smakował pierwszym dniem zimy.
Ocena wiersza
Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.
Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.
Komentarze
Kolor wiersza: zielony
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
zwłaszcza ta nagła i nieoczekiwana nie pozostawia nam wyboru i kaleczy serca zarówno dalekich jak i bliskich.
piękny, przejmujący i emocjonalny wiersz
pozdrawiam
Autor poleca
Inne wiersze z tej samej kategorii
Inne wiersze tego autora
Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.
Szanowni Użytkownicy
Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).
W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.
O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.
Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.
Czytaj treść polityki prywatności