Dzień jak co dzień
pytać nie trzeba, będzie jak co dzień.
Niczym upartym starym frazesie,
minie nas tak jak obcy przechodzień.
Przyjdzie i pójdzie koło północy.
Zostawi zdjęcia, jakieś wspomnienia,
małe zwątpienia, chwile niemocy
i całkiem zbędne nam doświadczenia.
Trochę radości, okruchy dumy,
że się sprawdziłeś i dałeś radę.
Lekką niestrawność, posmak kurkumy
i słowa „może jutro przyjadę”.
Znów by poczekać będziesz się śpieszyć.
Jechać czas jakiś, aby pochodzić.
Jak zwykle zaczniesz obżarstwem grzeszyć,
żeby po chwili biegle się głodzić.
Pewnie zabijesz czasu wolnego
upartych sekund liczne miliony,
a potem całkiem nie wiem dlaczego
zalegniesz w łóżku bardzo zmęczony.
Pomyślisz znowu, "zrobię to jutro,
a już najpóźniej w przyszłą sobotę",
bo dziś właziłeś na ósme piętro
co ci zabiło wszelką ochotę.
Kilka znów rzeczy, gdy nikt nie widzi
wykonasz w typie małych podłości,
choć może czasem cię to zohydzi,
albo przynajmniej dostaniesz mdłości.
Coś cię oziębi, albo ogrzeje,
lub znajdziesz to co pod łóżkiem zgubisz.
Lecz w końcu zaśniesz pieszcząc nadzieję,
że jutro będzie znów tak jak lubisz.