Kot i jego wrogowie cz 5 z ?
Wyjrzała raz kolejny na zewnątrz. Nic, cisza i tylko zaczął unosić się delikatny szmer spadających na trawę maleńkich kropel dżdżu.
-Mokro, brrr - pomyślała. -łażenie po wilgotnych krzaczorach dzisiaj chyba sobie daruję. Trzeba będzie udać się do Plamy. Tam zawsze pełna miska stoi na zewnątrz. Pewnie z uwagi na swój stan czuła ciągłe ssanie w dołku. Przez chwilę pożałowała, że nie krząta się gdzieś w pobliżu jakiś napastnik z parszywym ogonem. -Zatem pozostała Plama- stwierdziła stanowczo, -ale nie teraz. Niech się trochę pogoda uspokoi.
Leżała tak jeszcze jakiś czas nasłuchując, może szczurzych kroków, a może czy deszcz przestał w końcu padać. Miała też pewną delikatną obsesję. Co chwila lizała się po brzuchu. Podświadomie czuła że coś tam się dzieje. Coś co było na poły swędzeniem, a na poły nerwowym tikiem. Wyczuwała wyraźnie, że do tej pory jej mikre sutki z każdym dniem zmieniają swoją wielkość. Stawały się powoli okrągłe i dziwnie sterczące.
Około dwudziestej drugiej deszcz przestał w końcu siąpić. Zeszła powoli nasłuchując nerwowo. Jakoś obyło się to bez najmniejszych przeciwności losu, jednak mokra trawa przed gołębnikiem nadrobiła wszystko z nawiązką.
-Jeszcze trzy susy. Jeszcze jeden -liczyła w myślach odległość, dopóki nie znalazła się na wysypanej piaskiem dróżce. Trasę znała właściwie na pamięć, gdyż odwiedzała siostrę dość często. Ona też raz była u niej, ale tylko zajrzała, a potem ruszyły razem na polowanie.
Było dziwnie cicho, jakby deszcz wybił z głowy wszystkim nocne spacery. Jeszcze mostek nad kanałem, cztery lipy, na których świetnie się ostrzy pazury, szpaler tuj pachnących żywicą i w końcu stanęła przy metalowym ogrodzeniu. Dziwne to wszystko, ale nagle dopadło ją jakieś zwierzęce przeczucie, że coś się nagle wydarzy. Coś, co dużo w jej życiu może zmienić.
-Nie, to chyba przez te szczury wszędzie widzę strachy -powiedziała sama sobie w myślach i ruszyła w stronę sterty drewna. Zatrzymała się na chwilę w jej cieniu, gdyż obawa jakoś nie dała się przekonać i siedziała jej w głowie uparcie jak wsza na kołnierzu. Pośród szmerów zachodniego wiatru i płaczliwych skrzypnięć otwartego okna drewutni sąsiadów usłyszała coś jeszcze. Brzmiało to dość dziwnie. Tak jakby szelest tarcia patyka o patyk. Tylko, że nie od strony lip, lecz gdzieś z góry. Obawiając się kolejnego ataku powoli krok za krokiem zaczęła się tyłem wycofywać w stronę ogrodzenia. Już była gotowa dać nura w mrok za domem, gdy nagle usłyszała swoje imię.
-Sprytka, to ty? -ze szczytu sterty opałowego drewna doleciał do niej znajomy głos. Głos który tak kochała i który wrył się głęboko w jej pamięć.
-Mama? Co ty tu robisz?- zawołała i zaczęła wspinać się co sił niczym taternik.
Chwila, która początek swój miała po kilku sekundach dość trudna jest do opisania, gdyż by dokładnie odwzorować wszystkie czułe miauknięcia i otarcia zbrakłoby miejsca na stronie. Finalnie po opadnięciu pierwszych emocji okazało się, że Murka mieszka już tutaj dwa dni.
-Ale dlaczego? -pytała się Sprytka przerażonym głosem.
-Tak być musiało córuś- odparła matka.
-Jak to musiało? Gospodarz ciebie też wywiózł? -pytała z uporem.
-Nie. Sama odeszłam -odparła smutnym głosem.
-Pewnie gospodyni dała ci popalić? - pytała co nieco natarczywie.
-Nie. Poczekaj chwilę. Zaraz ci wszystko opowiem. Zatem słuchaj. Gdy ciebie zabrał gospodarz ja byłam już ponownie w ciąży. Młode urodziły się pod koniec września. Była kolejna piątka. I tak jak u was czworo znalazło swój nowy dom, a jedna została i czekała na zmiłowanie losu. Ona była taka słaba. Teraz jest zimno i mokro. Bałam się że nie przetrzyma bez opieki. Któregoś poranka zabrałam się i poszłam by miejsce zostawić dla niej. Po drodze się rozpytywałam i tak tu trafiłam.
-A gdzie Plama? Czemu ona mnie nie powiadomiła? Będę jej musiała wytłumaczyć co to znaczy siostra -zawołała z wyrzutem.
-Ona chciała ciebie zawołać, ale ja ja prosiłam by nic nie mówiła. Nie chcę być dla nikogo ciężarem. Muszę sama o siebie zadbać -dodała po chwili. -Widzę że to jednak nie ją a ciebie trzeba poważnie ochrzanić -zawołała nagle radośnie. Nie pochwaliłaś się, że zostanę babcią.
-A co to widać? -zapytała odrobinę zawstydzona.
-Przyznam że nie tak bardzo, ale czas szybko leci i ani się obejrzysz będziesz w zębach nosiła piszczące węzełki – powiedziała z uśmiechem na wąsatej mordce. - I oczywiście musisz się do tego odpowiednio przygotować, bo to wyzwanie z gatunku tych najwyższych. Zdecydowanie przygotuj trzy legowiska, tak by były ciepłe i bezpieczne, -dodała z doświadczona miną.
-Mamo, wybacz na chwileczkę, ale moje dzieci zdaje się zdecydowanie rosną i akurat domagają się posiłku. Chyba muszę coś przegryźć- dodała i zeskoczy ze sterty drewna, po czym pośpiesznie ruszyła w stronę miski.
-To teraz Plama utrzymuje dwie darmozjadki – zabrzmiał głos matki.
-Nie wiem ile ich jest ale są bardzo łakome -odparła Sprytka uśmiechając się radośnie.
Po posiłku rozmawiały jeszcze długo. Córka próbowała zabrać matkę do siebie, jednak tak stanowczo zaprotestowała i stwierdziła że ma swoich kłopotów wystarczająco, a przy dzieciach powinna być tylko matka. Ona już ma coś na oku i jakoś sobie poradzi. Rozstały się chwilę przed świtem zapewniając że będą siebie nawzajem odwiedzać. Gdy nasza bohaterka odrobinę ociągając się ruszyła w drogę powrotną jej serduszko, w przeciwieństwie do brzuszka było lekkie i radosne. Jakoś nie w głowie jej było oglądać się przed postawieniem każdego następnego kroku. Jednak nie było to nazbyt roztropne, gdyż oczy nocy nigdy nie zasypiają, a każdy krok i drobinka zapachu znajdą swój nos i ucho.