Chabeta
Bezmiar zachwytu cieniem się błąka.
Czar liter w tło bieli wpisuje się.
Drętwoty mizerią twa koronka.
Et consortes gładko wiatr wyczuł.
Filuternie w szeregu wszystkie ustawił.
Gracko wnet je do rany przystawi.
Hurtem zeskanuje, codzienne przypomni.
Imentem nie bo do i biec tylko całym.
Jeszcze w eter puścić tym grzesznym.
Kazać, skazywać, oskarżać tak po prostu.
Latami ciągnąć i ronić ku niebu.
Łatkami przyrastasz jak nowy słój.
Miotasz się, przydługi żywot twój.
Nieprzewidzianym świata refleksem.
O koniku zrodzony z szalejącej krwi.
Pegazie co awangardy skrzydeł trzepotem.
Raźniej do przodu unoś twej grzywy znój.
Szum rojenia, co żywi się passusem.
Troskę - tym szybkim haustem dla ust.
Unieś słowa jak ptak beztrosko puść.
Wznieś sił z zaporem przeuroczym,
X- to przecież nie zbiór bzdur
Y- też się dobrze dziś trzyma,
Zeszlami się potem.
Źródłem strawy i sławy wszelakiej.
Żartem niby, a zrobi mokrą robotę.