W drodze na Berdyczów
Rzuciwszy w przeszłość szare, skryte, mroki
Pierwsze to spadały krople srebrnej rosy
Kaskadą na dzikie trawy jak rozsnute włosy
I płynęły brylantem na drogi się wijąc
Jak rusałki źródlane, zielone w tę noc.
Gałęzie wiosną rośne w blaskach seledynowe
Skrywały już promienie z lekka jak osnowę.
Szpalery drzew zdawały się cień chylić ku sobie,
Kołysały konary, liście w ozdobie.
I drgały przejęte dziwną niby trwogą
A szumiały posępnie, zbudzone złowrogo.
Gdzieś tam chaty w cieniach świeciły się strzechą
Chłopi już wstali widać, że się po coś śpieszą
A drudzy stoją w sieniach zadumani chwilę.
Dokąd te wojsko rusza, ktoś został w tyle?
Szemrali to na ucho, wśród swoich pokątnie,
Idą Lachy wojować, idą jak to na wojnie.
Wieś jak każda społeczność uboga i żywa
Nieraz to im sprzyjała, raz wrogością żyła
Jakby niepewnie stała z boku całkiem sama
Niechętnie widząc obce, nowe rokowania
Kto by przyjaźni szukał, a kto kogo słuchał
Jak tu wojny nastała, wielka zawierucha?