W drodze na Berdyczów
Nazajutrz świt wstawał jak widnokrąg głęboki
Rzuciwszy w przeszłość szare, skryte, mroki
Pierwsze spadały senne krople srebrnej rosy
Pomiędzy drzewa kaskadą jak rozsnute włosy
I płynęły brylantem na polany się wijąc
Jak rusałki źródlane, zielone, nagie w noc.
Gałęzie rośne w blaskach seledynowe
Skrywały promienie z lekka jak osnowę.
Szpalery drzew zdawały się chylić ku sobie,
Nad kołysaniem konarów, liści w ozdobie
I drgały przejęte dziwną niby trwogą
A szumiały posępnie, zbudzone złowrogo.
Gdzieś chaty w cieniach świeciły się strzechą
Chłopi już wstali widać, że się po coś śpieszą
A drudzy stoją w sieniach zadumani chwilę.
Gdzie te wojsko rusza, ktoś został w tyle?
Szemrali tak cicho na ucho sami pokątnie,
Idą Lachy wojować, idą jak to na wojnie.
Wieś dzieliła się, jak każda społeczność żywa
Raz to sprzyjała a drugi raz wrogością żyła
Jakby niepewnie stała nieraz z boku sama
Niechętnie patrząc na obce im rokowania
Kto by tam miał za złe, a kto kogo słuchał
Jak tu nastała wojny wielka zawierucha.
Wiersz Miesiąca
Zaloguj się, aby móc zagłosować na Wiersz Miesiąca.