lęk
ma głowa bałaganem, oczy zaś zaszklone
przerażona, lecz wciąż utrzymuję gardę
czyżby moje życie zostało potępione?
marzę o ujściu, jak rzeka o morzu
pragnę odłączyć siebie od prądu
beztrosko żyć, poskakać w zbożu
poczuć, że dotarłam do stałego lądu
przestać się zadręczać, martwić bzdurami
zostawić za sobą stres i własny cień
zacząć żyć i czerpać pełnymi garściami
cieszyć się, gdy nadejdzie nowy dzień
bez strachu i granic, opanuję mój stres
otrę łzy i podniosę rękawice w walce
bo wiem, że gdy nadejdzie mój kres
w lustrze odnajdę śmierci winowajcę