Grecki obywatel w V wieku przed Chrystusem
był raczej skromny, bo nie w przepychu
upatrywałem swojego szczęścia.
Taras wychodził na wschód,
więc popołudniami
mogłem zażywać do woli cienia,
a rankiem witało mnie słońce,
gdy wychodziłem boso
powitać dzień.
Moje dni mijały spokojnie,
umysłu nie zaprzątały
żadne szalone religie,
ani wywrotowe filozofie.
Zeus i Apollo byli pobłażliwi
dla moich słabości,
a wyrocznia z Teb
rzadko okazywała się potrzebna.
Nie pozwalałem sobie na
miłość niespełnioną
i nieszczęśliwą. Od zawsze
przed tym przestrzegali
mędrcy.
Patrząc na białe obłoki
nad spokojnym morzem,
nie mogłem przewidzieć burzy,
która musiała kiedyś
nadejść.