na złamanym kiju...
chociaż podświadomość już otwiera oczy
doba wolnym ciągiem po twardości bruku
w czasoprzestrzeń jaźni myśl leniwą toczy
mgła zasnuwa obraz za zaspaną szybą
za moment zaniknie podmuchem szarpana
jej rola tak wiotka jednak namacalna
w swej strukturze krucha nieco rozedrgana
problemy się kłębią na dnie gorzkiej kawy
budzą aromatem świat rusza z kopyta
dzień w szarościach minie przeleci w bezsensie
niosąc w swym antale kolejną garść pytań...
