Mistrz w podartym chitonie już bez Małgorzaty X
~ Michał Bułhakow ~
tak niedaleko nas na białej ulicy
nieme zegary odmierzają czas dla Małgorzaty
tam gdzie niedźwiedź nie zasypia na zimę
my go obudzimy bo się go nie boimy
bawią się jej dzieci w świat dorosłych
odrodzone w motylach
przyszpilone do klap marynarek
smutnych panów w czarnych krawatach
giną jak ogniki roratowych lampionów
pośród białej zamieci
ich pogrzeb trwa mgnienie tylko
mgnienie do bieli pierwszej gwiazdki
na potem na odwieczny odpoczynek
tam wciąż płoną ulice a tramwaje
nie biorą podróżnych do nikąd
bo jak można umarłym ustępować miejsca
w bezwietrzach
dłonią Anuszki diabeł rozlewa oliwę
po nieskazitelnej bieli koszuli Mistrza
a Małgorzaty jak Piety pochylone nad niesynami
przytulają zimne powieki do nieswojej pustki
on "mistrz" dwudziestego pierwszego wieku
wciąż niezłomny i wciąż na piedestale
przygląda się przez lorgnon na swoją
kaźń wymaszczoną wiśniową
skrzepliną
na wieczerniejący nieboskłon