Teatrzyk zdziwiona Mariola (małżeństwo)
teatrzyk "zdziwiona Mariola"
zaprasza na sztukę,
prawie wierszowaną,
jedno aktową,
jedno scenkową,
satyryczną,
z polotem
i piwem w tle.
O mądrości kobiecej,
która dla mężczyzn jest
niezgłębiona,
nieprzenikniona,
i na zawsze będzie, jak
enigma
Spotkało się kiedyś przy trunku złotym
dwóch starych kumpli strapionych.
I rozmawiać zaczęli "o tamtym i tym"
na swe życiowe rozterki rozeźlonych.
[pierwszy kompan]
Imaginuj sobie mój drogi przyjacielu,
moje małżeństwo, jego trudy i znoje.
Ma lepsza połowa, od lat tak wielu,
ma te dni, gdy się jej boję.
[drugi kompan]
Ach drogi mój kolego, tyś strapion.
Lecz niepotrzebnie ja ci to powiem.
Kobiety wszystkie się poddają tym
niecodziennym życia stadiom.
Ta ciemna strona ich księżyca
napędza życia domowego koło.
Na zewnątrz ona jak nieposkromiona lwica
wewnątrz zaś struchlały gołąb.
[pierwszy kompan]
Ty drwisz dziś ze mnie tak dosadnie.
Ty się w bab tłumie wciąż obracasz,
tu jednej skradniesz z serca, co popadnie,
tam poprzednią już rzucasz.
Co wiedzieć może o kobietach
taki lowelas i kasanowa?
Nim dzień się zbudzi nowy
to już kochanica nowa.
Tyś żadnej nie znał dłużej
niż tydzień i to z podróżą.
A już się ze mnie śmiejesz,
że dziś do tej samej wrócę.
[drugi kompan]
Ja się nie z tego śmieję, że wiernyś niczym pies.
Ja się ci dziwię wciąż, że nadal tego chcesz.
Zazdroszczę ci ja tego, że umiesz kochać jedną.
Że poza nią dla ciebie inne to nicość, powszedniość
bez tej jednej jedynej wszystko ci jedno.
[pierwszy kompan]
A zali wżdy to prawda!
Inne przy niej to nicość,
choć życie z nią to farsa.
Z inną byłoby płytko.
Te ciągłe jej huśtawki,
raz kocha, raz się złości.
Gdy jednak mnie przeprasza,
to pełna jest czułości.
Gdy zła jest niczym osa,
ja twardy muszę być.
Gdy chce mi natrzeć nosa,
to aż mi się chce żyć.
Te ciągłe zwady, o nic,
aż mi gotują krew.
I zaraz ja ją bardziej chcę.
Łacno mi zajączka gonić.
A ona jak to widzi, już złą przestaje być,
już się zaczyna droczyć.
A potem razem... ech...
[drugi kompan]
I widzisz mój kamracie,
ona wie jak cię podejść.
I już to łacno ma cię,
i nie chcesz od niej odejść.
[pierwszy kompan]
Nie o to się rozchodzi,
jak ona na mnie działa.
Lecz o to, co się po owej słodkiej nocy
pomiędzy nami się stawa.
[drugi kompan]
A cóż to się wam rodzi
podczas tych waszych uciech?
Mów! A żywo!
Cóż to się wam płodzi?
Mów, bo mi zapiera dech!
[pierwszy kompan]
Po nocy tak upojnej,
że piwo przy niej jak woda,
ona mi się otwiera,
i gada o kłopotach.
[drugi kompan]
Cóż w tym dziwnego bracie?
Wszak śluby macie.
[pierwszy kompan]
Ach głupi głup ty
mój babiarski kamracie.
Bo widzisz, ja bym chciał,
by ona to mówiła
bez żadnych dzikich zwad.
By się otworzyła
przede mną niczym kwiat.
Bez scysji co krew gotują.
Choć takie dzikie harce
oboje nas rajcują.
[drugi kompan]
Ja, drogi mój kolego,
nie miewam takich przygód.
Bo właśnie ja dla tego
zażywam tylko cielesnych wygód!
Dla mnie kobieta się otwiera
tylko w ten cielesny sposób.
Choć widzę, że ta twoja przechera
należy do innych osób.
Ona wie, jak cię kochać
tak by uczucie wasze kwitło.
Choć czasem ona szlocha
z powodu swego losu.
[pierwszy kompan]
Jak to? Co ty mi prawisz?
Kocha i cierpi przez to?
To dla mnie magią się jawi.
Antytezą siebie samej wielką.
[drugi kompan]
Posłuchaj mnie spokojnie.
Żona twa wielki sekret ma.
Sam mi to w tej rozmowie
raczyłeś śmiało zdać.
[pierwszy kompan]
Cóż to za sekret? Mów to szybko!
Nim ja obalę dla jasności piwko.
[drugi kompan]
A no jest skrytą ot i basta.
A raz na miesiąc przy krwawieniu,
nerwy ją biorą, bo jest jak z ciasta.
Zbliżyć się może wszak niewielu.
A ty jej ciągle udowadniasz,
że męskość masz, jak trzeba.
Gdy ona w nocy i za dnia
warczy, ty nie uciekasz na drzewa.
Ale z jej demonami walczysz.
[pierwszy kompan]
Nic z tego nie rozumiem.
Mówisz wciąż zagadkami.
[drugi kompan]
Cóż tłumaczyć nie umiem,
co rządzi kobietami.
https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,YDFJNl80aTVRMng4NzJtNFUzfDQ