Siedmiu mistrzów igły i orientalny mistrz karate
twierdził że nikt go nie dogoni.
Mówił że jest on niedościgłym,
siódmym,
niedawno zaginionym
Mistrzem igły.
Ponadto mówił i to nie skrycie,
że kocha szycie ponad życie.
Kłopotów z nim jest i to nie mało.
Bo pozostałych sześciu też poznikało.
Pewna kobieta z Nowego Yorku
widziała wszystkich około wtorku.
Jak tego siódmego ledwo żywego
nieśli w hamaku w stronę Potomaku.
Pewien księgowy gdzieś z Taszkientu
od zawsze zaznać chciał orientu.
I mówił wszystkim. "Nie mam co ukrywać,
że orientalność chce chłonąć i podziwiać!"
Pojechał więc do Waszyngtonu bo
Dłużej nie umiał usiedzieć w domu.
Tam się dowiedział o mistrzostwach szycia
i stwierdził nagle. "To jest pasja mego życia.
Co mi tam orient co go nigdzie nie ma.
Ja szyciem wszyję sobie kawałek nieba".
Lecz na jego drodze stanęło siedmiu,
a każdy z nich igłą władał przednio.
Taszkien stolicą jest Karate
lecz nikt o tym nie wie. A zatem
nasz tajemniczy liczykrupa
użył swych mocy by pozbawić ducha
jednego...
Lecz coś mu chyba nie wyszło,
i sześciu ratując życie
"prysło".
Nasz urzędniczyna strachem się wypełnił
poszedł do Szaolin i tam całe życie w ciszy spędził.
Wrócili szwacze po przyjaciela
ten ledwo żyw choć jeszcze nie umiera.
Odnieśli go szybko do autobusu
ukryli w amerykańskim buszu.
I gdzieś prawie po tygodniu.
W Panksatoni zjawił się księgowy,
co nikt go nie dogoni...