spóźnione chwile...
nic nadzwyczajnego
delikatnie muskał piegi na twarzy
jakby chłodził moje rozrzewienie
nagle dzwony zaczęły bić oszalenie
głębokie prawie kakofoniczne dźwięki
wypełniały powietrze
z drzew poderwały się ptaki
zadrżały żółte jaskry
tylko cisza nieustępliwa
z każdym uderzeniem narastała
wciąż narastała
dotknęłam głosów tak cudownych
jak słońce i deszcz
zmieszanych razem w tęczę dżwięków
jakby czyste czary zaczaiły się za późno za daleko