Prawdziwy mężczyzna też płacze... 2/2 z (14)
– Nie wiem, czy już ci mówiłem… Jak tak, to się powtórzę – oznajmił. – Wychowywałem się w domu dziecka. Rodziców nigdy nie poznałem i nawet nie próbowałem ich odszukać. Byłem niesfornym dzieciakiem, a potem zbuntowanym nastolatkiem. Miałem żal do wszystkich kobiet. Ileż razy wyobrażałem sobie swoją matkę. Chciałem poczuć jej zapach i dotyk. Ile razy w nocy śniłem o niej i malowałem jej obraz w myślach. – Zamilkł na chwilę. – A ile razy chodziłem na nabrzeże i patrzyłem za odpływającymi statkami i marzyłem o tym, aby kiedyś popłynąć i odszukać swoją tożsamość, swoje miejsce na ziemi.
– Morze, statki? – wtrąciłem zadziwiony.
– Tak, Tomaszu – potwierdził – ale po kolei dowiesz się wszystkiego – ciągnął spokojnie swoją opowieść. – Mieszkałem do ukończenia osiemnastego roku życia w domu dziecka w Szczecinie, tam też ukończyłem Technikum Samochodowe. Po opuszczeniu bidula zaczęło się życie zbyt szybkie i burzliwe. Rozsądek przegrał z głupotą. Chęć bycia na szczycie i zarobienia dużych pieniędzy popychał mnie w światek przestępczy. Jako mechanik samochodowy, zatrudniłem się w jednej z dziupli zajmującej się kradzieżami samochodów. Zbiłem dość duży kapitał i postanowiłem założyć własny biznes. Jednak nie było to takie proste. Ci na górze byli bezwzględni i trzymali porządek. Wszedłem w układ, byłem pośrednikiem i zajmowałem się przemytem samochodów i narkotyków z Niemiec. Powoli wkraczałem w paszczę mafii. Prawie cztery lata żyłem w luksusie, o jakim szary człowiek nawet nie był w stanie sobie wyobrazić. Jednak nie mogłem tak żyć, nie mogłem, co rano spoglądać w lustro na swoje oblicze. Cały czas miałem przed oczami ofiary naszej zbrodniczej działalności. Zacząłem zastanawiać się nad odejściem z tej branży, jednak nie było to proste. Postanowiłem więc wyjść z tego jedynie słuszną drogą. Zacząłem zbierać kwity o działalności całego przemysłu narkotykowego i jego głównych bossów. A kiedy miałem niepodważalne dowody, zgłosiłem się do CBŚ.
Dwadzieścia osiem lat i nic do stracenia. Zostałem świadkiem koronnym w procesie. Zmieniono wszystko w moim życiu. Dla nich stałem się dobrym materiałem na pracownika w ich służbach. Bez rodziny i bez celu. Wysłano mnie na szkolenia i studia. Szybko wyszkoliłem się na dobrego agenta. Zmieniono mi nazwisko, tożsamość i wygląd. Zamieszkałem w Krakowie i zacząłem normalne życie. Byłem i jestem tajnym współpracownikiem służb specjalnych. Pod przykrywką różnych działalności prowadziłem dostatnie życie, a tak zwyczajnie zajmowałem się kryminalną profesją.
Przechylił szklankę i wypił do końca. Zamilkł. Cisza, jaka zapanowała, aż bolała. Nawet nie było słychać naszych oddechów.
– Antoni, czym mnie jeszcze zaskoczysz? – wybełkotałem żałośnie. – Pewnie Marianna też jest tajną agentką – stwierdziłem.
– Tomaszu – spojrzał na mnie i odpowiedział spokojnie. – Marianna to kobieta o stu twarzach, ale ma tylko jedno ogromne serce. Ty nawet nie wiesz, ile jej zawdzięczasz. Ale to ona cię o tym powiadomi, kiedy przyjdzie pora. Pozwól, że dalej powrócę do moich opowieści niczym z Archiwum X. Kiedyś nazwałem się Stanisław Koralewicz i byłem chłopakiem z bidula przy ulicy Walecznych w Szczecinie. Potem zostałem rodowitym krakowianinem, dostałem swoje miejsce i pochodzenie. Prowadziłem spokojne życie, aż do czasu poznania Aleksandry, która sprawiła, że straciłem głowę i opuściłem świat i portki. Powiem ci w sekrecie, że była moją wielką miłością. Kobietą, o której zawsze marzyłem. Pierwsza to moja matka, której nigdy nie widziałem, a druga to Aleksandra, bezwzględna, ale prawdziwa kochanka. Dlatego ostrzegam cię przed jej urokiem, który jest zabójczy.
– Antoni! – krzyknąłem. – Przecież sam mnie wepchnąłeś w jej szpony.
– Dlatego proponuję ci układ – odpowiedział. – My ci zapewniamy wyszkolenie, a ty nam służysz swoją inteligencją i bogatym doświadczeniem poznawczym. Swoim spokojem i sprytem dałeś nam namiary na zorganizowaną grupę przestępczą. Dlatego razem z inspektorem Lemańskim postanowiliśmy wciągnąć cię w ten układ. Jesteś poza podejrzeniem i pewnie nikt z nich nie traktuje cię poważnie. Dla nich jesteś zgnuśniałym starym kawalerem i do tego notorycznym alkoholikiem. Dlatego będziesz komunikatorem pomiędzy nimi a nami.
– Hola, hola, Antoni – zaprotestowałem. – Robisz ze mnie nieogarniętego pijaka i życiowego niedojdę. Do tego trzeba dodać, że jeszcze do końca nie zaakceptowałem zgody na ten układ. Możesz dać mi trochę czasu? – zapytałem.
– Nie! – odpowiedział definitywnie. – Twoje zaangażowanie i kiwnięcie głową na samym początku było zgodą. Po pierwsze - nie masz wyboru, po drugie - po jaki chuj będziesz się zastanawiać, jak nie masz wyboru, a po trzecie - będziesz robił to co konieczne. – Przypieczętował zwycięsko. – Masz za zadanie zdobyć ten pieprzony czarny notes. – Roześmiał się. – Nawet jeśli będziesz musiał bzyknąć Oleńkę. I to jest twoje pierwsze zadanie, i zrobisz to na wystawie kotów. Od dzisiaj jesteś jednym z nas… jesteś i działasz pod pseudonimem Morwa – stwierdził stanowczo. – Wyciągnął z torby zieloną teczkę i rzucił na stolik. – A teraz pozwól, że cię opuszczę.
Wyszedł, a ja spojrzałem na pozostawione akta… Tartak/77. Wychyliłem pół szklanki płynu i popłynąłem w sen. Obudziło mnie głośne szczekanie Murki, była trzecia piętnaście.