w gardle klepsydry nikną oddechy...
bezmiar fal i dwie drogi
nigdy się nie przetną ze sobą. zabiorą i wyrzucą
przerwane fastrygi losu
gorący piasek i czara chłodnych ust
wypije miłość
a wschód księżyca wybudzi nagar milczenia.
zacichnie szept dnia
nie odnajdzie uszu dla porzuconej muszli
zanim świeca zgaśnie spadnie na piasek kropla istnienia
w nieprzeniknionej toni znieruchomieje opustoszały mrok
odpłynie donikąd czas. a wiatr zatańczy nad falezą
ostatni taniec płomiennej nocy
świtem na brzegu usiądzie nowy dzień...