W nieznane
pomiędzy ciszą, a bezpowrotem.
Świat się rozlewa jak woda z dłoni,
a noc jej mówi: jeszcze nie koniec.
Liście jak myśli wirują w mroku,
złote i kruche, jak sens człowieka.
Każdy krok cichszy od oddechu,
każdy kamień — jak znak bez echa.
Nie szuka prawdy, bo ta ucieka,
jak ptak, co wraca, lecz nie na długo.
Czasem ją mija cień zapomnienia,
czasem znajdzie w drżeniu pod skórą.
Świat ją omija, lecz ona słyszy
w szumie powietrza własne imię.
Nieznane — a jednak znajome,
jak pamięc z miejsc, gdzie nikt nie chodził.
A gdy zapomni, po co wyruszyła,
i tylko myśl zostanie w bezruchu,
zrozumie: droga nie miała końca,
bo cała była — w jednym kroku.