Okapi i Gałczyński
Pewnej środy w Gołdapi
Pojawił się okapi.
Chciał zjeść i wypić troszkę,
Więc wstąpił do „Matrioszki”,
A że miał urodziny,
To wziął z kawiorem bliny.
Ni z tego, ni z owego
Zobaczył Gałczyńskiego.
Patrzy i nic nie kuma:
- Myślałem, że pan umarł.
Gałczyński dostał tika,
W mig przełknął kruszenika
I rzekł: – Czy znasz się gburze
Na polskiej ciut kulturze?
Okapi aż zzieleniał:
- Czemu bym znać się nie miał?
I nawet Gęś Zieloną
Mi kiedyś przedstawiono.
Ja pana – mówię szczerze –
Czytałem w komputerze,
Lecz nawet w internecie
Jest data śmierci przecie.
Gałczyński rzekł dotknięty:
- Exegi monumentum
I mówię to bez zgrywy:
Ja jestem wiecznie żywy,
A ty – dziwaczne zwierzę
Nie chciałeś w to uwierzyć.
Lecz nietakt swój naprawisz,
Gdy wódkę mi postawisz.
.