cichopalne
krajobrazów mojej duszy
tam swobodę snów zdobędę
i nikt przy mnie być nie musi
oprócz ciebie gdy tak milczysz
jakby świat się zamknął w grobie
myśli których nikt nie zliczy
na pytania nie odpowie
lecę więc na przekór ciszy
aby osiąść ci na ustach
nim się zgubi moja dusza
w cichopalnych chwil domysłach
.
nie jest łatwo żyć z poetą
co na dwoje łzy rozkrusza
i w bezsłowiu robiąc przeciąg
wciąż swawolną miewa duszę
nie jest łatwo żyć z wariatem
zakręconym w kałamarzu
który pragnie wielu światów
kolorując snów witraże
ale przy nim nawet szarość
karminową ma sylwetkę
i nieważna twarzy starość
gdy liryka jest w powietrzu
.
posadziłam na balkonie
słowo pyłem wysrebrzane
myślą tą najbardziej płochą
by móc zebrać ją nad ranem
owiniętą w tło księżyca
z mottem gwiezdnych konstelacji
które będę mogła czytać
nim usiądę do kolacji
potem je przetrawię lekko
i z powrotem w ziemię wrzucę
na balkonie tam gdzie ciemność
wchłania nocą srebro w płuca
a tak pisząc bez ogłady
i bez zbędnej retoryki
siadłam na balkonie przodem
by móc nocy w twarz wykrzyczeć
że się jeszcze świtem płożę
chociaż mnie pochłania ciemność
trzymam twardo pióro w dłoni
i wysrebrzam nadaremność
.