Ruskie echo
Mieszkało dawniej w studni pod strzechą, wciąż konwersując z brodatym klechą.
Przywiózł je z Ufy państwu Sobiechom, lecz w końcu sobie zostawił echo.
Było podporą oraz pociechą, nawet na smutki wszelakie krechą.
Lękał się by ktoś nie skradł mu echo, więc otchłań przykrył sękatą dechą.
Pop był prywatnie niezłym remiechą. Przywracał życie porwanym miechom.
By nie folgować sprośnym uciechom wciąż nos ucierał wszelakim grzechom.
Brodę zapuścił rok przed czterdziechą, chcąc nią zasłonić światło uśmiechom.
Nie chciał dogadzać swoim bebechom, ani tym bardziej płucnym oddechom.
Na obiad dawał wycisk orzechom, które rozbijał starą warzechą.
Jadał je potem z kiszona plechą. To było jego szczególna cechą.
Jednak tuż potem biegał pośpiechom, by upust sprawić brzusznym wydechom.
Kichał na przekór sąsiedzkim brechom i ci dzień pytał „jak się masz echo?”
Miodem na serce, wielką uciechą, było, gdy słyszał odpowiedź „je-cho”.
Echo zaś żyło w ciemnej czeluści myśląc, że nikt go już nie wypuści.
Lecz wciąż marzenie wzbudzało dreszcze, by móc zobaczyć tajgę raz jeszcze.
Zerwać ze studni ciężką pokrywę i wpleść się w końską rozwianą grzywę.
Mknąć od Uralu do Kirgistanu. Od starego się odbić kurhanu.
Na poły w górach, na poły w lesie i niech się echo po stepie niesie.
Żadnego miasta, ni żadnej studni. Niech echo krzyczy, woła i dudni.
Gdy się ma szczęście, oraz figurę można prysnąć przez sękową dziurę.
W końcu sęk wypadł i dzisiaj echo już nie kibluje w ciupie pod dechą.
Hula pod lasem, tańczy nad rzeką. Otwartą słońce chwyta powieką.
Sosnową czasem przemknie przesieką, jakby się bało że go usieką.
Gdy go zapytasz, „Gdzie pędzisz echo?”, śpiewnie odpowie ze wschodnia „je-cho”.
Pewnie nie wszystkim to jest uciechą, lecz co się dziwić, to Ruskie echo.