Żegnaj, nadziejo niespełniona
Szumie wiatru w dal wiejący,
Choć otwarte twe ramiona,
Lecz język twój jak nóż tnący.
Żegnaj krasy przeobfity
Obrazie mistrza perspektywy
W sercach płomień jest ukryty
Twój jest zgiełk, koktajl, obiektywy
A jeśli ciemność nocy przysłoni świat
Czy płomień, który płonął coś będzie wart?
Czy myśli podsuwane przez ból i łzy
Są drogą bez powrotu przez szare mgły?
Odnajdę cień swych dawnych marzeń,
Co zmarły poprzez zagłodzenie
Zreperuje kalendarz zdarzeń
Co zagłuszył me sumienie.
Odchodzę dziś bez pożegnania
Nie zostawiając żadnych wspomnień
W skrócie czasu me wyznania
Będą kwestią twych wypomnień.
Jeżeli wszystkie drogi donikąd są
To czemu moje nogi wciąż brnąć w nie chcą?
Zostawiam to na wieczność, odchodzę już,
Czy po mnie tylko pozostanie na zdjęciach kurz?