- POŻEGNANIE -
przy blasku poranka;
ani gdy księżyc
zmieni swój wygląd.
Już czas się pożegnać,
bez spojrzeń,
bez podania dłoni.
By nie stracić
nic z utkanej radości. . .
By kolejnym razem,
gdy już się
miniemy na ulicy.
Wiedzieć już,
jak płynie nasza krew,
owinięta wściekłością;
że tam na górze mają
swój pomieszany plan.
Już czas,
już czas odwrócić
swe spojrzenia
i zapatrzeć się gdzieś w dal. . .
Zapomnieć o czym milczeliśmy,
gdy mgła skradała się pod skórę.
Czy zaczekasz,
jeśli już teraz się pożegnamy.
Czy zaczekasz,
jak rozścielę
biały obrus na stole,
z różą w dłoni. . .
Będę spoglądać
w twe oczy.
Bo mają mahoniowy kolor,
z drobinkami szklanego blasku
– tak głębokiego.
Tak jak głębia oceanu. . .
Nie będzie rozmów,
lecz spytam.
Powiedz czego ty chcesz?
gdy tak na mnie patrzysz.
Co tak analizujesz?
Kiedy przechodzę obok
– nie odpowiesz.
Kiedy już zaciśniesz
pętlę na mojej ufności;
w niewoli zdarzeń,
rozterce pragnień,
będę już daleko
– po drugiej stronie.