Gdzie strumyk szemrze z wolna stała się straszna zbrodnia
Rozsiewał liście listopad.
Jesienna aura kona,
Bo to już nastał grudzień.
Ach mój strumyku cudny
ja ręce idę umyć.
Ty daj mi cudnej wody,
by zmyć krew, którą
splamiłem dzisiaj się.
Ach strumyk mi zaszemrze.
Jak to ja cię nie rozgrzeszę,
twój mord okrutny plami
sumienie oraz ręce twe.
Strumieniu ach strumieniu.
Ja wiem ja tą czerwienią
splamiłem cały się.
Sumienie me zbrukałem
nie zmyje win twa woda,
lecz rąk nie umyć szkoda.
Więc daj mi obmyć się.
Zabiłem ukochaną,
co mi nie była wierną.
Jestem dziś winem, wiem to.
Kochałem ją nad życie.
A ona tak mi skrycie
nóż wbiła prosto w plecy.
Złamała serce me.
Nie mogłem dać jej odejść.
Ja sam bym wtedy został.
Kochałem ją, lecz ona
nie chciała dłużej mnie.
A Strumyk mi zaszemrze.
Ach proszę umyj ręce.
Sumienie masz zbrukane.
Twój grzech zaciąży Ci.
Zabijesz się, nim ranek
zechce spojrzeć w oczy twe.
Tak oto dyndam śmiało.
Na drzewie co tak stało
opodal, od strumienia.
Tak skończył się kochania
i cierpienia kres.