Zwykła historia
z całych sił zwykle zaciska ramiona.
Jest pełna sprzeczności.
Z jednej strony boi się,
że kolejny raz ją wykorzysta
i potem rzuci w kąt.
Robił tak wcześniej wielokrotnie.
Niestety nie jest nadmiernie troskliwy,
nigdy nie dbał o nią szczególnie...
Z drugiej strony, czuje ekscytację
ilekroć
poczuje na sobie dotyk jego dłoni.
Dotyk zawsze był dla niej obietnicą
nadchodzącej podróży.
Zaspokajał pragnienie bliskości
i skutecznie leczył tęsknotę,
z którą lepiej lub gorzej,
ale nauczyła się radzić sobie na co dzień,
gdy zmuszona była
trwać w bezruchu i oczekiwaniu.
To było dla niej trudne,
nie rozumiała dlaczego
skazuje ją na samotność.
Z reguły mówił niewiele,
a jeśli nawet, to rozmawiał
sam ze sobą lub z kimś,
kto właśnie im towarzyszył.
Tęskniła za sam na sam z nim,
ale te chwile należały do rzadkości.
Brał ją zawsze wtedy, gdy potrzebował.
Nigdy nie odmawiała,
drżała leciutko, gdy ujmował ją w dłonie.
Przez moment czuła się wspaniale,
była wniebowzięta.
Ufnie otwierała ramiona, pozwalając mu
skryć się w jej wnętrzu.
Osłaniała go przed całym światem.
Tylko czy on to doceniał?
Wiele razy zadawała sobie to pytanie...
Teraz, gdy wydawało jej się,
że porzucił ją na dobre,
z wolna siwiała od kurzu.
Dość szybko zaczęła
zapadać się w sobie,
rdzewieć z bezruchu,
jedno ramię opadło niezgrabnie.
Porzucił ją w pobliżu lustra.
Gdyby tylko wiedział,
jak wielki sprawi jej ból
tym codziennym,
mizernym odbiciem.
Cierpiała bardzo, widząc,
w jak marnym jest stanie.
Nie liczyła na cud.
Któż teraz naprawia
popsute parasolki?