W oddechu snu
najcudowniejszy śnie.
Nie opuszczaj równie grzesznie,
jak przyszedłeś. Pragnę delektować się
Tobą, gdy mojej codzienności
zabraknie ciepła, nie wystarczy
zielonego westchnienia.
Chcę rozkoszować się skórą,
niegrzecznym zmartwychwstaniem
w moich objęciach.
Przykrywam się miękkim, przytulnym ciałem,
aż po serce, otulam pięknem
rzeźbionym niby w marmurze,
niby w oddechu snu.
Scałowujesz zachłannie łzy
z mojego sumienia, przygarniasz szept,
w którym wciąż lęgnie się mój krzyk.
I wiem… Pewnego dnia zabraknie snów,
zabraknie żalu i łez po tym,
co mogło łączyć, a co nagle podzieliło.